
Bogdan Konopka – fotograf, ale nie tylko

Marzec 1998. W Domu Bretanii w Poznaniu wystawę ma szef zamkowej galerii pf Janusz Nowacki. W listopadzie poprzedniego roku przez dwa tygodnie gościł w Bretanii na Festiwalu Polskim, gdzie był kuratorem czterech wystaw. W przerwach między zajęciami organizatorskimi fotografował. Pokaz składał się z dwóch części – „Bretania” oraz „Śladami Bogdana Konopki”. Zdjęcia bardzo nam się spodobały, a do dziś pamiętamy fotografię Mont Saint Michel z pędzącą ku widzowi wodą na pierwszym planie. To rozpoczynający się przypływ. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, kto to jest ten Konopka. Eryk, czyli Ireneusz Zjeżdżałka, wiedział i co nieco nam opowiedział. Zrozumieliśmy, że trzeba szybko nadrobić zaległości, bo to ktoś ważny. Po jakimś czasie poznaliśmy Bogdana, a zbiegło się to z powstaniem „Kwartalnika Fotografia”. Konopka zadebiutował w nim jako autor jesienią 2000 w numerze drugim, artykułem o Jeanie-François Jolym.
Później pisał już do każdego numeru, stając się jednym z redakcyjnych okien na świat. Prezentował twórczość takich artystów, o jakich każde pismo fotograficzne mogło tylko pomarzyć. Dzięki niemu i jeszcze paru autorom „Kwartalnik Fotografia” trafiał do najważniejszych dla fotografii miejsc w Europie i nie tylko i na największe festiwale fotografii.
Odczułem to po raz pierwszy w Vevey w Szwajcarii w 2000 r., gdzie Bogdan Konopka otwierał wystawę „Rekonesans”. Była ona ukoronowaniem Europejskiej Nagrody Fotografii, jaką otrzymał w 1998 roku. Nagroda ta bowiem była nie za to, co już się zrobiło, jak jest na większości konkursów i festiwali fotograficznych, ale za to, co chciało się zrobić w oparciu o wcześniejsze dokonania. Zaproponował wykorzystanie swojego notesu z adresami zaprzyjaźnionych fotografów i objechanie z kamerą wszystkich państw postsocjalistycznych w Europie.
Bogdan zaprosił nas do Szwajcarii. Pojechaliśmy we czwórkę: Janusz Nowacki, Ireneusz Zjeżdżałka i my. Bogdan zadbał o nas lepiej niż mogliśmy oczekiwać – zarówno noclegi, jak i bankiety były na koszt organizatorów. Poznaliśmy wtedy kilka ważnych osób z francuskiego, niemieckiego i szwajcarskiego światka fotograficznego, co owocowało później mocnymi materiałami do „KF-u”.
Wystawa, którą przygotowaliśmy na zaproszenie i z inspiracji Władka Nielipińskiego do tegorocznej edycji Festiwalu im. Ireneusza Zjeżdżałki, pokazuje fotografie Bogdana Konopki z prywatnej kolekcji Śliwczyńskich, a także przybliża postać naszego „francuskiego łącznika” jako współpracownika, autora, a poniekąd też redaktora „Kwartalnika Fotografia”. Bogdan miał ogromny wpływ na to, co ukazywało się w tym piśmie. Oprócz prezentacji twórczości fotografów przygotowywał również sprawozdania z festiwali fotograficznych oraz pokazywał swoje fotografie. Zrezygnował całkowicie z jakiegokolwiek honorarium za wszystko, co dla nas robił, bowiem zdawał sobie doskonale sprawę z realiów finansowych w jakich funkcjonują polskie pisma artystyczne.
Jedna z najlepszych naszych książek – „Fotografie 1967–1990” Evy Rubinstein z 2003 – też nigdy by nie powstała, gdyby nie Bogdan Konopka. Od dawna przyjaźnił się z Evą, mieszkającą wówczas w Paryżu, i to on namówił ją do zaufania Śliwczyńskim. Sam zresztą napisał świetny wstęp do książki, osobiście uczestniczył w promocji wydawnictwa.
Jak wspomniałem, nie brał za te swoje działania żadnego wynagrodzenia, co wywoływało u nas pewien dyskomfort, dlatego niejako „w zamian” nasze wydawnictwo w 2004 r. wydało Bogdanowi książkę „De rerum natura”, która, jak przyznawał, dała mu wielką satysfakcję, ponieważ była całkowicie jego wypowiedzią artystyczną: wybór fotografii z różnych cykli, pogrupowanie ich w rozdziały oraz tytuł – to wszystko było jego dziełem.
Jako fotograf klasyczny, a więc analogowy, do publikacji nie dawał nam gotowych skanów, lecz tzw. press printy, czyli własnoręcznie wykonywane odbitki na papierze błyszczącym, które skanowaliśmy. Zostawiał je później w drukarni, dlatego uzbierało się ich naprawdę sporo. Oglądając je, miejmy świadomość, że nie są to odbitki wystawowe, lecz właśnie press printy, co zresztą jest wyraźnie zaznaczone na odwrocie każdej odbitki. Oprócz takich odbitek na wystawie znalazły się również odbitki autorskie (tirage de l’autour), które albo kupiliśmy, albo… dostaliśmy w prezencie.
Dokonując wyboru fotografii, kierowaliśmy się względami czysto subiektywnymi – pokazujemy nasze ulubione fotografie Bogdana, choć nie wszystkie.
Jolanta i Waldemar Śliwczyńscy, 22.06.2020